Z Markiem i Erykiem Goczałami, którzy w ubiegłorocznym Dakarze napisali jedną z najpiękniejszy kart w historii rajdu, rozmawiamy o wyzwaniach, trudnościach i planach na najbliższe tygodnie. Jednego możemy być pewni, zespół Energylandia Rally Team jest głodny kolejnych sukcesów i nie zamierza składać broni. Szykuje się najciekawszy Dakar od lat.
Chciałbym zacząć od cytatu: „Udało się nam chyba tylko dzięki ogromnej wierze (…) Jestem niesamowicie szczęśliwy i dumny. Mamy pierwsze i trzecie miejsce …) wrócimy tu za rok i weźmiemy wszystkie trzy beduiny za jednym rozdaniem. Wiemy już co poprawić i rozpoczynamy przygotowania”. Tak posumowałeś Marku zeszłoroczny sukces. Zapytam więc wprost – czy wystartujecie w najbliższym Dakarze i wierzycie w zwycięstwo? Tym razem potrójne?
Marek Goczał: Jeszcze kilka tygodni temu odpowiedziałbym, że nie jedziemy na Dakar. Mieliśmy bardzo trudną logistykę i przygotowania i nie wiadomo było czy uda nam się wszystko zorganizować. Na chwilę obecną wiem już na pewno, że pojedziemy – samochody są przygotowane, my też jesteśmy gotowi. Nasz cel jest jasny – wygrać wszystkie odcinki specjalne i zająć całe podium na Dakarze. Wcześniej czy później ten cel zostanie zrealizowany, miejmy nadzieję, że już w styczniu.
Eryk Goczał: Tak, pomimo wielu trudności w przygotowaniach wystartujemy w Dakarze 2024. Jesteśmy dobrze przygotowani, tak samo jak nasze auta. Myślę, że jesteśmy w stanie walczyć o bardzo wysokie pozycje, co pokazało też Rallye du Maroc, gdzie nasza niebieska załoga wygrała. Przygotowaliśmy auta na tyle, że jesteśmy w stanie zdominować naszą klasę i wywalczyć całe biało-czerwone podium.
Eryk pobiłeś rekordy, które na długo pozostaną w kronikach. Po takim sukcesie łatwo jest znaleźć motywację do trenowania, poprawiania błędów?
EG: Jeśli ma się tak wielką pasję i zamiłowanie do tego sportu, to znalezienie motywacji nie stanowi problemu. Czerpiemy dużo szczęścia i przyjemności z jazdy więc trenowanie nie jest trudne. Powiedziałbym nawet, że po tak dużym sukcesie łatwiej było mi się przygotować, ponieważ mieliśmy świadomość jakie cele są w naszym zasięgu. Ja nie zatrzymuję się na sukcesie w klasie T4. Chciałbym w przyszłości walczyć w najwyższej klasie z najlepszymi zawodnikami świata, jak Sebastien Loeb, Nasser al-Attiyah, dlatego przygotowania są coraz bardziej intensywne. Mogę powiedzieć szczerze, że fizycznie i mentalnie jesteśmy przygotowani nawet o 40 proc. lepiej niż rok temu. Czuję się dobrze przed tym startem.
Jak bardzo sukces w Dakarze był sukcesem rodziny? Pamiętamy że rok temu Michał zajął 7. lokatę, ale przecież mogło być lepiej przy odrobinie szczęścia. Jak zbudować tak świetnie działający team?
MG: W zeszłym roku pojechaliśmy po pierwsze trzy miejsca. Zrobiliśmy 70 proc. planu, zdobyliśmy 1. i 3. miejsce. Mnie do drugiego brakowało parędziesiąt sekund, zabrakło nam trochę szczęścia przez 2 minuty kary na ostatnim odcinku. Michał też jechał bardzo dobrze, wygrał kilka odcinków, pokonała go tak naprawdę awaria. Nie wiedzieliśmy, że skrzynie biegów miały wadę fabryczną – niestety trafiło na Michała. Gdyby nie to, jestem pewien, że podium byłoby biało-czerwone.
Co było najtrudniejsze w tamtym historycznym Dakarze i czego najbardziej obawiacie się przed następnym startem?
EG: Nie da się opisać wszystkich najtrudniejszych rzeczy. To była kumulacja – ekstremalne temperatury w Arabii Saudyjskiej, moja kontuzja ręki, dwie przebite opony na samym początku rajdu, przez co 400 kilometrów musieliśmy przejechać bardzo zachowawczo, bo nie mieliśmy już zapasu. Te wszystkie problemy w człowieku narastają i robi się coraz ciężej. Na kolejny Dakar staraliśmy się przygotować z autami tak, aby niektóre ryzyka ograniczyć. Trzeba też brać pod uwagę, że rajd będzie znowu bardzo ciężki i pewnych sytuacji po prostu nie da się przewidzieć, będziemy je rozwiązywać na bieżąco.
MG: W tym roku mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowania. Nasze założenie, to przejechanie przed każdym Dakarem 8 tysięcy kilometrów i sprawdzenie każdej części w samochodzie. Tym razem nie udało nam się tego zrobić. Przejechaliśmy 6 tysięcy więc w połowie Dakaru, po 4 tysiącach kilometrów, mamy zamiar wymienić wszystkie części, aby dojechać bezpiecznie i uniknąć przygód.
Kuba Przygoński powiedział, że to był bardzo wymagający Dakar, ale organizatorzy obrali właściwy kierunek dla rozwoju tego legendarnego rajdu. Zgadzacie się z nim?
MG: Zeszłoroczny Dakar na pewno był trudniejszy od poprzedniego, ale myślę, że 46. edycja będzie jeszcze bardziej wymagająca. Mamy bardzo dużo odcinków kamienistych na początku i na końcu rajdu. W zeszłym roku było kilka etapów, które mieszały w całej stawce. Bardzo łatwo było można złapać kapcia lub urwać koło – na jednym z nich właśnie Kubie zabrakło już kół na zmianę. Takich odcinków w tym Dakarze ma być jeszcze więcej. Kolejna nowość to 48H Chrono, podczas którego nie będziemy mieć dostępu do biwaku ani serwisu – dostaniemy tylko śpiwory. To będzie trudny Dakar.
EG: Zgadzam się z tym, że to właściwy kierunek. W ciągu ostatnich lat Dakar zrobił się cięższy, a ten nadchodzący będzie miał jeszcze więcej utrudnień i niespodzianek. Nowy odcinek 48H Chrono to może być niesamowite wyzwanie. Zostaniemy na pustyni – nie wiadomo czy z pozostałymi załogami naszego teamu czy sami – bez żadnej pomocy serwisu. Do tego dwa odcinki maratońskie, więcej kamieni. Widać, że Dakar idzie w piękną, trudniejszą wersję, która przed laty była w Ameryce Południowej.
Czy szykują się jakieś zmiany jeśli chodzi o waszych pilotów?
MG: Nie przewidujemy żadnych zmian. Eryk bardzo dobrze dogaduje się z Oriolem, Michał z Szymonem, a ja z Maćkiem Martonem. Myślę, że taki skład zespołu pozostanie na dłużej.
EG: Ja z moim pilotem czuję się bardzo dobrze, atmosfera w aucie jest super. Oprócz profesjonalnej relacji jesteśmy też przyjaciółmi, więc pomiędzy nami nie ma napięcia tylko relacja, z której należy się tylko cieszyć.
Jak świat motosportu odebrał wasz sukces? Przez wielu będziecie postrzegani jako pretendenci do zwycięstwa w 46 edycji rajdu.
MG: Nasze wyniki wywołały poruszenie w świecie motorsportu, szczególnie ze względu na historyczne zwycięstwo Eryka. To były bardzo miłe chwile i dużo świętowania. Jednak w tym roku mieliśmy spore zawirowania przed wysyłką aut do Arabii Saudyjskiej. Myśleliśmy, że nikomu nie zależy na naszym starcie. W tym momencie ASO organizator Rajdu Dakar wykazał się bardzo dużą tolerancją dla nas i wtedy poczułem, że wszyscy chcą żebyśmy byli na tym Dakarze.
Czujecie presję oczekiwań?
MG: Presja jest zawsze, a przed startem – gdy trwa odliczanie ostatnich minut – tylko rośnie. Natomiast znika chwilę po tym, jak rusza rajd. Mamy też dodatkową presję wewnątrz zespołu, którą narzucamy sobie sami, bo wiemy jaki mamy cel – czyli pierwsze trzy miejsca – i co trzeba zrobić żeby ten cel osiągnąć.
EG: Na tyle, ile będziemy się uśmiechać w aucie, to myślę, że presja oczekiwań będzie jechać gdzieś za nami na przyczepce, której nie będziemy nawet czuli.
Eryk, spełniłeś jedno z największych marzeń każdego rajdowca już jako nastolatek. Co dalej?
EG: To marzenie budowało się we mnie latami. Jednak ja nie lubię się zatrzymywać na takich rzeczach więc idziemy dalej. Chcemy dojść najwyżej, dążymy do tego między innymi poprzez przejście o klasę wyżej już w Dakarze 2024 – z klasy T4 do T3. Jest już coraz bliżej do samochodów fabrycznych T1, dajemy z siebie wszystko.
Dziękuję za rozmowę. I czekamy na same dobre wieści z Arabii.