Był jak książka, żywa, atrakcyjna treściami. Encyklopedia życiowa i sportów motorowych. Władysław Pietrzak, gdyby żył miałby teraz niespełna 103 lata. Urodził się w Warszawie 8 listopada 1919 roku, zmarł 27 marca 2008 roku w Warszawie. Pochowany został na Powązkach z honorami, wojskową salwą, bo był ps. „Prus”, żołnierzem AK i warszawskim powstańcem. Patriota, człowiek świata, znający zakamarki polskiej ziemi, inżynier – humanista, erudyta, zakochany w motorach, którym poświęcił najlepsze swoje lata. WŁADYSŁAW PIETRZAK.
Dzieliło nas wiele lat. Jako dziennikarz katowickiego „Sportu” i zajmujący się sportami motorowymi nie mogłem, nie spotkać na zawodowej drodze człowieka, który posiadał bogatą wiedzę o dwóch kółkach, motoryzacji. Ja w Katowicach a pan Władysław w Bytomiu, gdzie osiedlił się po wojnie. Bez problemów żadnych i szybko umówił się ze mną, pracował w jednym z gliwickich biur projektów. I tak to się proszę państwa… zaczęło… Na początku mylił telefonicznie moje nazwisko i nazywał…Jałowieckim, od częstochowskiego znakomitego zawodnika Zdzisława. Trwało to jednak krótko, za chwilę już nie był dla mnie panem, tylko Władkiem i lekiem na moje luki w sportach motorowych. Chętnie dzielił się wiedzą, opowieściami, pilnie słuchałem, był jednak pewien szkopuł, Władysław nie znał umiaru w. dzieleniu się wiadomościami, przygodami, znajomościami, nasiąkałem więc tym wszystkim godzinami blokując telefon maksymalnie. Z biegiem czasu ten rytm został jednak trochę skrócony. Podkreślam – trochę; zaprzyjaźniliśmy się i współpraca w obszarze żużla, motocyklizmu została zacieśniona z pożytkiem dla mnie i gazety, czytelników. Zresztą Władek chętnie pisał, udzielał się w radiu i telewizji, jego komentarze były kompletne. Żona Ada sympatyczna pani pilnowała domu, także pełnego bibelotów z wydarzeń sportowych oraz stosu książek. Chętnie wyjeżdżała na imprezy, zmarła kilka lat przed mężem, kiedy już państwo Pietrzakowie przeprowadzili się z Bytomia do Warszawy na Czerniakowską. Z dużego mieszkania do skromnego M – X. Jakoś trzeba było dawać radę w ciasnej, stołecznej przestrzeni. Władek został wtedy dyrektorem Biura Sportu w Polskim Związku Motorowym, otrzymał takie powołanie od ówczesnego prezesa ZG PZM Romana Pijanowskiego, który cenił jego wiedzę i autorytet. Władysław Pietrzak był osobowością, jednym z założycieli tej organizacji. Nie tylko w Warszawie przed wojną, także na Śląsku.
Wielcy ludzie żużla: Zbigniew Flasiński, Jack Milne i Władysław Pietrzak
Człowiek orkiestra na motorowej arenie, poważany na międzynarodowych salonach FIM, człowiek bez bagażu pychy, znali go zawodnicy, działacze różnego formatu i prominenci, przyjaciele i koledzy podziwiali. Zbigniew Flasiński, znany działacz z Wrocławia, mający epizod szefa Głównej Komisji Sportów Motorowych PZM, nie bardzo lubił, gdy na niego mówiono „Flesz”, kiedyś palnął, a miał ostry język, „wolę „Flesza”, gorzej jak na kolegę Pietrzaka mówią „Pitrzak”. Tenże Władysław był duszą każdego towarzystwa, miał zdrowie podzielne, nie raz i nie dwa uczestniczyłem w różnych miejscach na świecie na zawodach, gdzie mój starszy Przyjaciel pełnił funkcję /wtedy tak nazywaną/ Stewarda Międzynarodowej Federacji Motocyklowej /FIM/, od loży królewskiej na londyńskim Wembley po chorzowski Stadion Śląski, od Ullevi w Goeteborgu, po Pragę na Markete, włoskie Lonigo i Coliseum w Los Angeles. Mr. Pietrzak miał charyzmę, wiedzą „profesorską” chętnie się dzielił, życie umiejętnie porcjował na towarzyski i zawodowy czas, no i nie lubił wcześnie chodzić spać. Pisał zgrabnie, inżynier – humanista powtórzę, zawsze zwracałem uwagę: „Władek na Boga, ale tylko dwie kartki”, nic nie pomagało, było cztery, pięć. Bywało gorzej, gdy szybko w redakcji skracano, kiedy miałem dyżur zostawiałem fragmenty cenne na swoje konto.
W 1980 roku finał mistrzostw świata par zorganizowano w Krsku, na Słowenii. Okolica jak marzenie, turniej również: Edward Jancarz i Zenon Plech zdobyli srebrny medal, komplet widzów, fani z Niemiec, głównie Bawarii, festyn sportowy do białego rana a lokalnego różanego wina „Cvicek” nie żałowano. Dzieliłem ze Stewardem FIM hotelowy pokój; Władek przez 4 dni na godzinę szóstą zamawiał budzenie, chciał nauczyć się przemówienia po słoweńsku. Odbierał z recepcji telefon, dziękował i… dalej spaliśmy. W tymże Krsku noce były bardzo krótkie. Towarzysko impreza tłumna, muzycznie głośna, sportowo atrakcyjna, kulinarnie rekordy biła pyszna jagnięcina oraz dodatki. Trochę cygar tam wypaliłem…
Okupacyjna działalność, czas Powstania Warszawskiego wywarły na Władysławie Pietrzaku moc charakteru. Na Kongresie FIM w Tokio/ 1981/ dzielił się Władek znaczkami „Solidarności”, w Polsce było „wojennie”, znalazł się twardogłowy czeski członek FIM, który „uprzejmie” doniósł i zrobiła się polityczna draka. Prezes Roman Pijanowski, nie tylko dużego kalibru działacz, lecz również dyplomata robił co mógł, żeby człowiek nie został pomazany. Niestety, Władkowi odebrano paszport. Zmienił boleśnie swój status działacza międzynarodowego. Jakaś „gnida” poturbowała mocno wrażliwość oraz międzynarodowy grunt Mr. Pietrzaka. Nie był jedynym w historii tego typu przykładem zawiści, głupoty marnych postaci.
Prof. Zbigniew Religa, dwukrotny złoty medalista Igrzysk Olimpijskich Waldemar Legień i Władysław Pietrzak.
Uczestniczył wcześniej a i potem przy „odwilży” w ważnych gremiach sportowych, m.in. jako członek Nagrody Fair Play UNESCO. Znał kilka języków, fachowiec, trudno było niwelować jego dorobek, traktowany był z szacunkiem na świecie. W motorach silnie zakorzeniony, uwielbiał z wcześniejszej działalności Six Day’s, zwłaszcza tatrzańskie Sześciodniówki. Spikerował, pisał do wielu gazet, pism, zostawiał ślady na ziemi, które zasługują memoriałowo na więcej, niż na juniorskie zawody, czy jeden wyścig Jego Pamięci w Polsce. Z takim deprecjonowaniem osiągnięć się nie zgadzam, bo Władysław Pietrzak zasługuje na poważną imprezę. Czy to się komuś podoba, czy nie: ZG PZM powinien zrewidować ten status. Mamy różne imprezy samobójców żużlowych a nie potrafimy usankcjonować turnieju rangi międzynarodowej ku pamięci Władysława Pietrzaka. Dziwi się temu np. czterokrotny mistrz świata Nowozelandczyk Barry Briggs, przyjaciel Władka, także były przewodniczący CCP FIM, czyli szef światowego żużla Włoch Renzo Giannini, który zawsze mi powtarza, że „Wladek był profesorem speedway ’a”, z estymą wspomina trzykrotny mistrz świata Duńczyk Ole Olsen. Inne postaci motorowego świata, bardziej lub mniej znani „ten polski działacz był ikoną”.
Jest jeszcze przecież garstka ludzi, którzy mogą ocalić od zapomnienia, co jest do utrwalenia. Znany był i jest, choć czas szybko pędzi i chowa pamięć do szuflady. Nie zamykajmy, otwórzmy z hukiem dla potomności.
Inżynier Pietrzak alfa i omega sportów motorowych, żużlowej strefy, regulaminów, w głowie miał wszystko zapakowane, jak w komputerze, który go na koniec życia zafascynował. Ułańską fantazją ponadto chwilami imponował, człowiek romantycznie posadowiony, gość niemal pomnikowy nie do podrobienia w międzynarodowej i polskiej strukturze.
Nie był zwyczajny, po prostu – żołnierz, poliglota Władek, motomaniak, warszawiak z krwi i kości, miałby dziś prawie 103 lata…
Tekst: Adam Jaźwiecki